Lorde uderza z nową siłą. Hammer to hymn wolności i zmysłowości
Lorde, jedna z najbardziej enigmatycznych i konsekwentnych artystek swojego pokolenia, powraca z nowym singlem Hammer. Pełnym energii, bezkompromisowym i cielesnym manifestem zapowiadającym jej czwarty album studyjny.
Autorka kultowego Royals i intymnego Liability wciąż redefiniuje swoje brzmienie, balansując między emocjonalną przejrzystością a eksperymentem. Najnowszy utwór to kolejny krok w tej artystycznej podróży – pewny siebie, bezczelny i bardzo ludzki.
Kim jest Lorde?
Ella Yelich-O’Connor, bo tak naprawdę nazywa się Lorde, pochodzi z Nowej Zelandii i już jako 16-latka zawojowała świat Royals – hymnem antykonsumpcjonizmu pokolenia Z. Od tego czasu wydała trzy albumy, z których każdy wyznaczał zupełnie nowy kierunek: od mrocznej intymności Pure Heroine, przez elektroniczną ekstazę Melodramy, po słoneczną kontemplację na Solar Power.
Choć od zawsze unika medialnego zgiełku, jej twórczość mówi więcej niż niejeden wywiad. Lorde nie tylko śpiewa – ona dokumentuje życie emocjonalne całego pokolenia, bez retuszu i bez patosu.
Hammer jako zapowiedź albumu Virgin
Nowy singiel Hammer to pierwszy utwór na trackliście zapowiadanego albumu Virgin, który ukaże się 27 czerwca 2025 roku. Lorde już wcześniej podkreślała, że ten krążek będzie „przezroczysty” – jak szkło, ślina, lód – i zupełnie pozbawiony fasad.
W Hammer słychać dokładnie to, o czym mówiła. To piosenka surowa, pulsująca rytmem wielkiego miasta i kobiecej siły. To również hymn wolności – emocjonalnej, seksualnej i kreatywnej.
Zmysłowość i gniew w wersji Lorde
Utwór otwiera brudny beat, przypominający industrialne brzmienia lat 90., szybko jednak ustępujący miejsca Lorde i jej głosowi – raz miękkiemu, raz niemal groźnemu. Już pierwsze wersy („You came back like a hammer / in the middle of the heatwave”) wywołują ciarki.
To piosenka o pragnieniu, lęku i kontroli. Artystka przyznaje się do chwiejności, ścierających się w niej pierwiastków kobiecych i męskich, żądzy i potrzeby bycia zostawioną w spokoju. W tekście pobrzmiewa silny, queerowy kontekst, ale też osobista opowieść o ciele i jego roli w świecie, który nieustannie patrzy.
Artystyczna prowokacja z duszą
Teledysk do Hammer idealnie współgra z piosenką. Jest surowy, prawdziwy i pokazuje Lorde w tańcu, kąpieli i spontanicznych sytuacjach, jak tatuaż w lesie czy dotyk ziemi. To nie prowokacja dla samego efektu. Jest to bunt pełen duszy, zakorzeniony w potrzebie autentyczności.
Nie ma tu żadnej pozerskiej agresji. Jest za to gniew przefiltrowany przez wrażliwość. Lorde nie udaje, ona po prostu mówi, jak jest.
Co dalej?
Album Virgin ukaże się już 27 czerwca. To jeden z najbardziej wyczekiwanych projektów 2025 roku, a sama Lorde wyruszy jesienią w trasę Ultrasound World Tour, odwiedzając największe miasta Ameryki i Europy.
Jeśli Hammer jest zapowiedzią tego, co znajdziemy na Virgin, możemy spodziewać się albumu surowego, cielesnego i prawdziwego. Lorde znów nie próbuje przypodobać się światu – po prostu mówi mu, żeby przestał ją oceniać. Bo teraz to ona trzyma młotek.