Damiano David i „Funny Little Fears”. Emocjonalna spowiedź artysty

0
11

Po latach występowania na największych scenach jako frontman zespołu Måneskin, Damiano David postanowił zdjąć sceniczną maskę i pokazać siebie w najczystszej formie. Jego debiutancki solowy album Funny Little Fears, wydany w maju 2025 roku, to zbiór czternastu osobistych opowieści. Artysta rozlicza się w nich z lękami, samotnością, toksycznymi relacjami i własną przeszłością. To album zbudowany na ciszy między słowami, niedopowiedzeniach i osobistych ranach. Funny Little Fears nie próbuje szokować ani imponować – zamiast tego porusza i zostaje w słuchaczu na długo po wybrzmieniu ostatniego dźwięku.

Samotność i autentyczność

Funny Little Fears nie jest próbą powielenia sukcesu Maneskin, lecz całkowitym zwrotem w stronę bardziej intymnego i wyciszonego brzmienia. To album o samotności, niedopasowaniu, wewnętrznym chaosie i pragnieniu bliskości. Pełen bólu, ale i subtelnej nadziei. Damiano David bez filtrów mówi o tym, co przez lata nosił w sobie, skrywając za sceniczną pewnością siebie. To nie tylko płyta o miłości, ale i o artyście.

Utwór otwierający, Voices, doskonale wprowadza w klimat płyty. To wewnętrzny dialog z samym sobą, głosami w głowie, które sabotują i podważają każdą decyzję. Dźwięki są przestrzenne, niemal ambientowe, z delikatnym pulsem perkusji i pełną emocji wokalizą. Ten utwór to manifest: oto artysta, który nie boi się mówić o swoich demonach. Mimo tego, jest to utwór chwytliwy i z wpadającym w ucho refrenem. Mimo popowego charakteru słychać nutę starego Damiano z Måneskin.

Kobiece przełamanie

Wśród utworów, które szczególnie przyciągają uwagę, warto wyróżnić Zombie Lady. Piosenka jest sobistą dedykację dla partnerki Damiano, Dove Cameron, która pojawia się gościnnie w finałowym refrenie. Jej łagodny, eteryczny wokal stanowi subtelny kontrapunkt dla charakterystycznej, lekko chropowatej barwy Davida. To emocjonalne domknięcie utworu, który zachwyca szczerością i intymnym nastrojem. Nie ma tu zbędnego patosu ani efekciarskich fajerwerków, ale coś, czego wcześniej w muzyce Damiano było mniej, czyli delikatność i emocjonalna otwartość.

W podobnym klimacie utrzymany jest The Bruise, melancholijny duet z Suki Waterhouse. To ballada balansująca na granicy akustycznego minimalizmu i alternatywnego popu. Oparta głównie na ciepłym brzmieniu gitary i harmonijnie prowadzonych wokalach, nie próbuje zaskakiwać formą, ale działa dzięki atmosferze – spokojnej, refleksyjnej i subtelnie emocjonalnej. Choć może wydawać się nieco powściągliwa, jej siła tkwi właśnie w tej powściągliwości. To utwór, który raczej otula niż porusza – trafiający do tych słuchaczy, którzy cenią wyciszone, nastrojowe momenty.

Funny Little Fears
fot. Damon Baker

Melancholia w Funny Little Fears

Next Summer i The First Time, są jednymi z lepszych kawałków tej płyty. Mimo że oba o miłości, to różnią się od siebie. Next Summer to utwór o utraconej miłości, krzywdzącej, lecz mimo wszystko utęsknionej, ale także o której nie da się tak łatwo zapomnieć. The First Time wyróżnia się wyjątkową czułością i nostalgicznym nastrojem. To utwór, który brzmi jak list do przeszłości – do tej jednej chwili, kiedy coś zaczęło się zmieniać, kiedy wszystko było jeszcze świeże, niewinne i pełne potencjału. Damiano sięga tu po bardzo osobistą narrację, ale sposób, w jaki ją przedstawia, sprawia, że odnajdujemy w niej własne wspomnienia.

The First Time to piosenka, która nie epatuje patosem ani nie próbuje wzruszać na siłę. To delikatne, bardzo muzykalne wspomnienie pierwszych razów – miłości, spotkania, spojrzenia, dotyku. Przypomina, jak bardzo intensywne potrafią być te chwile i jak mocno zapisują się w pamięci. To jeden z najcieplejszych, a zarazem najbardziej melancholijnych momentów na Funny Little Fears. To utwór, który nie wywołuje burzy, ale zostaje na długo jak niedopowiedziane zdanie wypowiedziane półszeptem.

Debiut z duszą

Funny Little Fears to niezwykle dojrzały debiut, który odcina się od hałasu sławy i rockowego blichtru Måneskin. Damiano David nie próbuje tu nikogo zadowolić — opowiada swoją historię tak, jak ją czuje. Muzycznie to mieszanka indie rocka, dream-popu i alt ballad, emocjonalnie – pełna szczerości i bólu opowieść o dorastaniu, lękach i potrzebie bycia zrozumianym. To nie jest płyta na szybkie przesłuchanie – wymaga skupienia i wrażliwości. Ale kto jej poświęci czas, zostanie nagrodzony: autentycznością, pięknem i historią, która mogłaby być także naszą.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments