Autorka poczytnych książek kryminalnych w swojej najnowszej powieści, Ona i dom, który tańczy, ukazuje swoje drugie pisarskie oblicze. To poetyckie i skłonne do sentymentów. Będące z jednej strony tym delikatniejszym, ale mimo wszystko niepozbawionym charakterystycznego pazura.
Małgorzatę Oliwię Sobczak nieodmiennie kojarzę z książkami kryminalnymi. W moim odczuciu jej najbardziej rozpoznawalnymi powieściami wśród polskich Czytelników są cztery tomy serii Kolorów zła. Obok nich można zaprezentować jeszcze kilka innych poczytnych tytułów, podobnych gatunkowo. Książka Ona i dom, który tańczy była dla mnie zaskoczeniem. Po dotychczasowych, niezwykle pozytywnych doświadczeniach z piórem Sobczak, tę powieść wzięłam w ciemno, bez czytania opisu.
Nie spodziewałam się, że będzie ona pozycją tak różniącą od wcześniej wydanych dzieł pisarki. Dodam, że najnowsza powieść, powstała dużo wcześniej od wspomnianego wyżej cyklu kryminalnego, a teraz została wydana już po raz drugi (poprzednio w 2017 roku nakładem wydawnictwa Novae Res, a obecnie zyskuje nowe życie pod patronatem W.A.B.). W moim odczuciu to najlepsza książka w dorobku autorki i chętnie zaliczyłabym ją do gatunku literatury pięknej!
Różne odcienie miłości wśród żuławskich pól
Iwa wraca do rodzinnego domu po śmierci swojej matki, aby odkryć własną tożsamość i wyciągnąć na światło dzienne skrzętnie ukrywane tajemnice, o których wie tylko ten stary budynek. Był on świadkiem wzlotów i upadków wielu ludzi. Widział tak wiele narodzin i śmierci, radości i tragedii. Co przydarzyło się rodzinie Iwy, że matka nie potrafiła jej do końca pokochać? Dlaczego babka Antonina na łożu śmierci wyznała, że przeżyła całe życie bez miłości, skoro dziadek Kaźmierz zawsze był obok niej i wydawali się być szczęśliwi? Dom wraz z mieszkańcami oddycha, myśli, czuje, kocha, cierpi i się raduje. Sobczak stworzyła niezwykle poetycką i utkaną z melancholii sagę rodzinną, której nie brak również i kryminalnej, choć bardzo subtelnej tajemnicy. Wszystko w otoczeniu pięknej scenerii Żuław. Tej krainy nawiedzanej przez sezonowe powodzie i przez wieki rozdzieranej przez Polskę i Prusy, a przez pewien czas będącej nawet holenderską kolonią.
Metaforyczny tańczący dom
Sobczak w swojej najsubtelniejszej z książek zabiera Czytelników w życiową podróż trzech kobiet. Babka, matka i córka – każda z nich mierzy się z traumami doświadczonymi przez nie same, ale również i z tymi wywołanymi doświadczeniami przodkiń. Samotny dom pośrodku pól pozostał jedynym i niemym świadkiem wydarzeń, które ukształtowały tę rodzinę. Jest również widzem zmian polityczno-historycznych, o których gdzieś w tle wspomina autorka. Dlaczego został nazwany „tańczącym domem”? Odpowiedź tkwi w powieści i przestaje dziwić. Jestem bardzo zadowolona z tej lektury i też niezwykle ciekawa czym jeszcze Autorka potrafi nas zaskoczyć. Jak widać pisanie powieści odmiennych gatunkowo nie stanowi dla niej przeszkody w jej twórczości.