Królowa cieni to czwarty tom serii Szklany tron. Czy Sarah J. Maas utrzymała powiew świeżości w tej historii, czy schematy zaczęły się w niej już powtarzać?
Muszę przyznać, że z niejakim trudem przychodziło mi złożenie kilku słów o czwartym już tomie popularnej serii książek z gatunku young adult Szklany tron bez zdradzenia niczego z dotychczasowej fabuły. Osobom, które nie czytały wcześniejszych części szczerze polecam sięgnięcie po moje recenzje każdego z nich z osobna. A jeszcze bardziej nakłaniam do przeczytania samych książek! W tym tekście o Królowej cieni z pewnością pojawią się drobne spojlery, ponieważ już nie sposób mi ich uniknąć, aby cokolwiek o powieści napisać.
Moje odczucia względem tego cyklu nie zmieniły się po lekturze tego tomu. Jest on utrzymany na podobnym poziomie jak wcześniejsze – zarówno technicznie jak i fabularnie. Przypomnę, że mam na myśli łatwy język i dosyć prostą historię skierowanych raczej do młodszych odbiorców. Dalsze losy Celaeny Sardothien i innych bohaterów cyklu toczą się swoim rytmem w powtarzalnym już nieco klimacie To sprawia, że czytając tę powieść czułam się komfortowo i wiedziałam czego mniej – więcej mogłam się po niej spodziewać. Oczywiście pojawiły się tu oryginalne motywy i momenty fabularnego zaskoczenia, więc nie ma obaw, że pojawiła się nuda.
Powrót królowej i nowe twarze na scenie
Kolejny tom serii Szklany tron, Królowa cieni, wydany jak i poprzednie w pięknie zdobionej, twardej oprawie i z barwionymi brzegami, bije na głowę ilością stron te wcześniejsze. Książkę mogę spokojnie zaliczyć do wielkogabarytowych, bo ta cegiełka ma już ponad 800 stron. Historia Aelin toczy się w niej dalej. Dziewczyna po miesiącach spędzonych na morderczym szkoleniu i po pierwszej stoczonej bitwie, wraca do Adarlanu uzbrojona „jedynie” w swoje umiejętności śmiertelnie groźnej zabójczyni. Jak wiemy w tej krainie, podbitej przez okrutnego króla, magia została unicestwiona. Ujawniona królowa Terrasenu na nowo musi się przyzwyczaić do funkcjonowania bez swojej świeżo okiełznanej magii ognia. Jej najgroźniejszym orężem jest teraz zemsta.
W tej części Aelin poznaje nowych sojuszników, takich jak Aedion, Nesryn czy Lysandra, ale nie zabraknie też znanych nam już postaci – Chaola i Rowana. Z tym drugim Aelin coraz trudniej jest się rozstać, a ich relacja zaczyna nabierać całkiem innego wymiaru. Stawka w toczonej rozgrywce jest ogromna – będą ważyć się losy całego świata. Nie tylko ludzkiej społeczności, ale też fae i wiedźm. W najgorszej sytuacji zostaje chyba książę Dorian. Czy uda się go wyrwać z macek własnego ojca..? Koniecznie musicie sięgnąć po książkę, aby się o tym przekonać.
Ewolucja kluczowych postaci i ich relacji
W tym tomie nieco zmienia się mój stosunek do czarownicy Manon, która ewoluuje na nieco bardziej ludzką. Jej przemiana rozpoczęła się jeszcze w Dziedzictwie ognia, gdy byliśmy świadkami okiełznania przez nią swojego wierzchowca, Abraxosa. Jednak dopiero teraz jej obraz staje się pełniejszy i bardziej wyraźny. Mogę powiedzieć, że z jednej z najbardziej nielubianych przeze mnie postaci nagle wskoczyła do czołówki rankingu sympatii.
Zmieniła się również Cealena / Aelin. Pojawiły się inne niż wcześniej motywy jej działania i wartości, którymi ta młoda dziewczyna się kieruje. Z jednej strony zachwyca swoimi zdolnościami i mimo wszystko dobrym sercem. Z drugiej zaś nieco przeraża okrucieństwem okazywanym wrogom. Czy to właśnie są cechy dobrej królowej? Królowa cieni jest tomem, w którym dzieje się wiele. Kulminujące wydarzenia z pewnością nakłonią zwolenników gatunku do sięgnięcia po kolejne książki. Zwłaszcza, że Wydawnictwo Uroboros już wydało je wszystkie. Nie pozostaje nic innego jak usiąść i przeczytać je od deski do deski, żeby razem z bohaterami zawalczyć o nowy, lepszy świat! Jestem ogromnie ciekawa jak ta historia potoczy się dalej.