W 2021 roku wydali debiutancki album Dziwidło, a kilka tygodni temu ukazało się ich najnowsze wydawnictwo – Ep-ka Przeklęte wody. O byciu w zespole, tworzeniu muzyki i planach na przyszłość opowiedział Grzegorz Paluch, czyli gitarzysta zespołu Wij. Zapraszam!
Zawsze chciałeś być w zespole?
Bardzo historyczne pytanie 🙂 Właściwie tak. Pierwszy raz, kiedy spotkałem się z zespołami rockowymi, na przykład z Kiss, był wtedy, kiedy miałem jakieś 14-15 lat. Wtedy zapragnąłem grać na gitarze. Kiedy nauczyłem się jakichś podstaw, powstał mój pierwszy zespół, z którym próbowaliśmy grać w garażu.
W jakich okolicznościach powstał Wij?
To dosyć zawiła historia 🙂 Koncepcja na zespół powstała wiele lat wcześniej. Zaczęło się jeszcze w jednym z moich starych zespołów – siedziałem sam na sali prób, bo ktoś nie przyszedł, a do tego nie mieliśmy gitarzysty. Wpadłem na pomysł, że mogę spróbować rozpiąć sygnał gitarowy i przepiąć go na basowy oraz wzmacniacz gitarowy. Efekty bardzo mi się spodobały. Później rozwijałem ten pomysł przez kilka lat. Powstało kilka numerów, które próbowałem grać i nagrywać. Spotkałem się z moim serdecznym przyjacielem, Jarkiem Huńką i nagraliśmy razem demo Wija. Postanowiłem wtedy wysłać Marysi muzykę – bardzo jej się spodobała i zaproponowała, że napisze teksty po polsku. Przysłała je już z linią wokalną, nagrane na telefonie. Bardzo mi się spodobały. Później spotkaliśmy się i tak to poszło. Pomijając to, że Jarek musiał odejść z zespołu ze względów zawodowych – wtedy do Wija dołączył Mikołaj. I tak ustabilizował się skład Wija.
Od początku mieliście taki pomysł, że teksty będą o wierzeniach ludowych i takich stworach, jak Żmij?
Nie – to jest sfera, która należy do Marii. Ona tutaj wiedzie prym, to jest jej świątynia, przed którą my klękamy i kłaniamy się, bo robi to świetnie. To całkowicie jej pomysł – tak samo jak śpiewanie po polsku. Ja na początku byłem dosyć sceptyczny, jeśli o to chodzi. Kiedyś miałem poczucie, że to instrument jest okraszony tekstem, a Marysia mnie uczuliła na to, że słowa jednak również są bardzo istotne – korespondują z muzyką. Zacząłem bardziej łączyć te dwie rzeczy ze sobą. Tekst i muzyka muszą współgrać ze sobą.
W ubiegłym roku wydaliście płytę Dziwidło, która była w stylu lat 70. i bardzo „catchy”, a teraz ukazała się Epka Przeklęte wody, która jest bardziej mroczna i doomowa. Skąd ta zmiana?
Naturalna kolej rzeczy. Wydaje mi się, że sprawdziliśmy się już, jeśli chodzi o brzmienie lat 70. Idąc chronologicznie, jesteśmy teraz w latach 80. Aczkolwiek muszę powiedzieć, że to nie było zamierzone – tak po prostu wychodzi. Jest to efekt naszych przeróżnych zainteresowań, które zaczynają się od muzyki country, a kończą na ekstremalnych odmianach metalu czy grindcore’a. Może trzecia płyta będzie funkowa? (śmiech)
A jaki macie feedback, jeśli chodzi o Waszą twórczość?
Uważam, że raczej pozytywny. Rozpoznawalność zespołu z roku na rok bardziej wzrasta. Pojawiają się coraz fajniejsze zaproszenia na festiwale, więc myślę, że nasza muzyka jest dobrze odbierana. Jednak, bez względu na opinie innych, nie robimy tego dla popularności czy pieniędzy. Jest to dla nas, ze strony finansowej, drogie hobby. Ale kochamy to co robimy. Staramy się być bardzo szczerzy i uczciwi wobec siebie. Robimy to, na co mamy ochotę. Nikt niczego nam nie narzuca. My też nie chylimy czoła ani nie klękamy przed jakimiś prośbami czy próbami sugerowania nam, w jakim kierunku ma iść nasza muzyka.
Pracujecie teraz nad drugą płytą. Ona się ukaże w przyszłym roku?
Mamy nadzieję, że tak będzie. Na pewno wiosną/początkiem lata będziemy chcieli wejść do studia i zacząć nagrywać. Od strony muzycznej materiał mamy zrobiony w 80%. Musimy jeszcze dopracować kilka rzeczy, Marysia musi kilka tekstów dopisać, musimy poobgrywać ten materiał. Pewnie jeszcze coś zmienimy… Po Nowym Roku spróbujemy nagrać sobie demówkę, żeby zobaczyć, jak to się je. Plany są takie, że płyta wyjdzie w 2023 roku, ale zobaczymy, jak to wyjdzie. Nasz debiut – Dziwidło – wychodził dwa lata. Zawirowań było wtedy co niemiara – pandemia, opóźnienia w tłoczni, która to produkowała…
Na Dziwidle i na Przeklętych wodach pojawiły się covery. Na drugim albumie też się znajdzie polska wersja jakiegoś utworu? Czy na razie nie wiadomo?
Na razie nie wiadomo. Ze starych czasów mamy taki „słoik”, do którego zbieramy sobie covery. Mamy dwa zrobione, ale one nie są jakieś wybitne. Graliśmy je dla samej radości grania. Było kilka pomysłów, ale w mojej opinii nie były one odebrane tak spontanicznie jak Venom (na płycie utwór W przymierzu z diabłem – przyp.red.) i Type O’Negative (na Ep-ce Wilczy nów – przyp.red.). Z tymi coverami było tak, że ktoś rzucił pomysł i reszta miała takie: „Wow! Okej, zróbmy to!”. Teraz nie ma takiego impulsu, więc jest duża szansa, że nie będzie coveru.
Nie myśleliście o jakimś duecie na płycie?
Nie wykluczamy takiej opcji, ale na razie nie widzimy powodu. Jeżeli nagramy demo na nową płytę i przyjdzie nam ktoś do głowy, to wtedy pomyślimy nad jakimś duetem. Jest sporo szans na jakieś feautury, ale na tę chwilę to nic pewnego.
Szykują Wam się jakieś koncerty w najbliższym czasie?
Owszem. Są dosyć zaawansowane plany na początek roku. W marcu na pewno zagramy parę weekendowych koncertów. Oprócz tego, jakieś pojedyncze gigi i festiwale – teraz jest dobry czas na dopinanie takich rzeczy.
Graliście z takimi zespołami, jak Corruption, Dom Zły, Truchło Strzygi, SIKSA. Z kim chciałbyś zagrać?
Napalm Death. Prawie graliśmy z nimi na Summer Dying Loud – oni grali w czwartek, a my w sobotę. Co prawda, możemy się pochwalić, że graliśmy na jednej scenie, tylko w innych dniach… To jest jeden z takich zespołów, z którymi chętnie bym się jeszcze kiedyś spotkał.