Irek Dudek jest pomysłodawcą i założycielem Rawa Blues Festival. Porozmawialiśmy o historii festiwalu i tegorocznej edycji.
Jak się zaczęła pana przygoda z Rawa Blues Festival? Skąd pomysł, aby w ogóle takie wydarzenie utworzyć?
Miałem jechać drugi raz do Stanów Zjednoczonych, ale były problemy z wizami i paszportem. To był jeszcze czas komuny. Powiedziałem sobie tak: skoro nie mogę pojechać do Stanów, to ja te Stany przywiozę tutaj. Oczywiście, nie było takiej możliwości na pierwszych Rawach – nie było nawet nas stać na jakiegokolwiek wykonawcę zza oceanu. Przypomnę – dolar po sto złotych. Aczkolwiek zrobiłem zbiórkę najlepszych bluesmanów w Polsce, gdyż nie było takiego stricte festiwalu bluesowego, żeby oni mogli się pokazać. Dlatego pierwsza Rawa Blues odbyła się w Pałacu Młodzieży dla 500 osób. Zagrali ci, którzy wtenczas bardzo kojarzyli się z bluesem. I tak się to zaczęło! Rawa była pod patronatem studentów – ja nie mogłem być właścicielem swojego pomysłu. Komunizm… Chciałem pomóc tym ludziom, którzy na co dzień grali bluesa. Udało się.
Dlaczego akurat muzyka bluesowa?
Wychowywałem się na tej muzyce. Przypomnę, to były lata sześćdziesiąte, kiedy miałem 13-14 lat, bardzo interesowałem się muzyką. Oprócz tego, że grałem na skrzypcach klasyk – ale przede wszystkim blues mnie interesował. Rolling Stones, Jimi Hendrix i podobne kapele… wyrosłem z bluesa, a potem jak miałem 20 lat to doszedłem do wniosku, że warto zrobić taki festiwal. Festiwal, który pokaże właśnie taką muzykę. Uważam, że bez bluesa nie byłoby dobrego rock’n’rolla. Bez bluesa mogłaby istnieć muzyka klasyczna.
Nazwa festiwalu pochodzi od rzeki przepływającej przez Katowice. Ale dlaczego akurat „Rawa”? Były również inne pomysły?
Zbieg okoliczności. Mój tata mi mówił, że nad Rawą – przed wojną – siedziały dwie dziewczyny lekkich obyczajów. Nazywały się „Rawa Lux” i taka zbieżność brzmienia „Rawa Lux” z „Rawa Blues”. Tak to się stało. Najpierw był Festiwal Rawa Blues, a potem – kiedy stał się międzynarodowy – rozszerzyłem na Rawa Blues Festival napisane po angielsku. Innych pomysłów nie było.
Jak po tylu latach wspomina pan pierwszą zorganizowaną Rawę?
Jak wspomniałem, pierwsza Rawa odbyła się w Pałacu Młodzieży. Poprosiłem Elżbietę Mielczarek, Pawła Ostafilda, Jacka Skubikowskiego o występy. Ja zagrałem z Kwadratem. Było bardzo dużo ludzi i był to naprawdę udany festiwal. Potem był jam session w mojej piwnicy bluesowej w Akancie. Tak to się zaczęło.
Jakie występy, przez te wszystkie lata, najmilej pan wspomina?
Najważniejsze koncerty to moje różne wcielenia na Rawie Blues. Grałem co roku i zawsze prezentowałem inne podejście do bluesa grając, na przykład, z moim Big Bandem i Bluesy Number One, ale również swingowe. Grałem także z Shakin’ Dudi, solo na gitarze jednocześnie śpiewając… Bardzo dużo różnych moich wcieleń było i to wspominam przez tyle lat najmilej.
Czy marzy pan jeszcze o kimś niezwykle bardzo, aby wystąpił na festiwalu?
Jest dużo artystów, którzy jeszcze nie zagrali na wydarzeniu. Tym bardziej, że ja podchodzę do bluesa nie tak bardzo rygorystycznie, a otwarcie. Dlatego z pogranicza dobrego jazzu, czy rock’n’rolla również takich muzyków chciałbym zaprosić. Konkretów nie mam, śledzę to, co jest ciekawe – jak chociażby w tym roku Macy Gray, która dosyć dalece odbiega od typowego bluesa.
Jak pan się czuje z tym, że aktualnie – i to od wielu, wielu lat – Rawa Blues Festival jest największym i najpopularniejszym wydarzeniem bluesowym w Polsce? I nie tylko tutaj, bo przecież w zagranicy również muzyczni fani znają ten festiwal.
Cieszę się, że tak się stało! Nawet w największych marzeniach nie myślałem, że on stanie się największym takim festiwalem na świecie i że otrzymam nagrodę „Keeping the Blues Alive” w Memphis. Muszę przyznać, że Rawa Blues jest bardziej cenionym festiwalem w Stanach Zjednoczonych, niż tutaj, w Polsce. (śmiech) Chociaż wszyscy tutaj znają to hasło i mój zaśpiew.
Dlaczego Rawa odbywa się właśnie na Śląsku? Czy to przez przypadek, czy jednak jest w tym jakiś ukryty cel?
W latach sześćdziesiątych był klub Ciapek, w centrum Katowic, gdzie wszyscy chętni przychodzili, żeby pograć. Byli to muzycy śląscy. Ja byłem za młody na to, aby w ogóle wejść do klubu studenckiego. Przypominam sobie, że wtenczas Józek Skrzek miał 19 lat i występował. Dużo ich było. W następnej dekadzie młodzi już grali, ja także… To nie jest przypadek, to jest pokazanie na czym żeśmy się wychowali.
Pierwsza ciekawostka na temat Rawy, która teraz przyszła panu do głowy, to…?
(śmiech) Nigdy nie było piwa, ale raz na jam session była skrzynka… a raczej beczka… w Akancie, w mojej piwnicy bluesowej. No i to było ciekawe. Bo tylko raz się tak stało.
A jakaś najśmieszniejsza – pierwsza lepsza – historia o festiwalu?
Czy ja wiem, czy jakieś śmieszne historie były… Nie przypominam sobie. Natomiast, na pewno, zawsze wszystko było robione na luzie. Aczkolwiek dyscyplina była w tym znaczeniu, aby każdy przestrzegał swój czas na scenie i był odpowiednio przygotowany.
Jak w tym roku będzie wyglądał festiwal? Znamy wstępny line-up, ale czy możemy spodziewać się jeszcze czegoś więcej?
W tym roku znowu pokażę, na Bocznej Scenie, Laureatów Rozgrzewki i również wystąpią na Dużej Scenie. CI najlepsi z Rozgrzewki. Będą także tacy, którzy się wychowywali na festiwalu i zawdzięczają swoją popularność. Na przykład Sławek Wierzcholski, czy Magda MAGIC Piskorczyk. Także ja, bo przez trzy lata przygotowywaliśmy się do tej czterdziestej edycji Rawy. Ona, w zasadzie, jest 42. Rawą – ale ja ją nazywam 40., gdyż znowu wróciła do Spodka. Poprzednie koncerty były bardziej taką rozgrzewką Rawy lub pokazania Silesian Sound w tamtym roku. Myślę, że po Wierzcholskim zagram ja ze swoim Big Bandem, następnie Mike Zito, Macy Gray i Eric Gales. Będzie bardzo dużo różnorodności w tym koncercie – Rawa tym się cechuje, że każdy z wykonawców pokazuje… czasami zupełnie coś innego. Nie ma nudy, nawet jak festiwal trwa paręnaście godzin, to i tak publiczność nie chce wyjść ze Spodka.
Minęło naprawdę mnóstwo czasu od pierwszej edycji. Jestem ciekawa, czy po tylu latach, dalej pana cieszy organizowanie Rawa Blues Festival?
To się stało moim życiem, Rawa się kończy i zaczyna się następna. Właściwie to dużo czasu poświęcam właśnie temu. Także moja córka, która jest absolwentką Akademii Muzycznej na fortepianie, pomaga mi w kontakcie z amerykańskimi gwiazdami. Już teraz po mnie jakby przyjmuje obowiązki, bo… przypomnę, mam 71 lat. Rzecz jasna, będę się starał jak najdłużej pracować, ale mam już ludzi, którzy pomagają. I ciągle jest ta sama ekipa! Po prostu, w dalszym ciągu mnie to cieszy, a już najbardziej to – kiedy widzę w Spodku parę tysięcy osób i o których mówią artyści, iż to jest przyszłość dla Rawy Blues. Bo tylu młodych ludzi słuchających bluesa nie ma nigdzie na świecie. To prawda.
Dziękuję bardzo za rozmowę!
Dziękuję.