“”SZTUKA PŁAKANIA” to jest taka moja sztuka, którą ciągle pogłębiam” – wywiad z Martą Bijan

0
501
Zdjęcie wykorzystane dzięki zgodzie artystki

Polska wokalistka Marta Bijan powróciła teraz ze swoim nowym albumem muzycznym o tytule SZTUKA PŁAKANIA. W naszej rozmowie poruszyłyśmy temat płyty i… przeszłości.

Może zacznijmy od tego, że dowiedziałam się, iż lubisz znikać. Podobno. Na czym to polega? O co dokładnie chodzi?
Hm… Czy ja naprawdę to lubię? Mam wrażenie, że to się dzieje trochę samo – to moje znikanie. Wynika z różnych czynników zewnętrznych. Po programie X Factor zniknęłam… Parę lat później wydałam płytę i znowu zniknęłam. (śmiech) Znikam z różnych powodów, jednak za każdym moim ,,zniknięciem” kryje się praca. Kiedy publicznie mnie nie ma, najwięcej się dzieje.
I co wówczas robisz?
Zawsze coś piszę. Najczęściej pracuję nad nowymi rzeczami, tylko one – z powodu tych wcześniej wspomnianych czynników – nie dzieją się publicznie od razu. Wydawanie to długi proces. Siedząc w domowym zaciszu, cały czas tworzę. Właściwie od tego sobie przerw za bardzo nie robię.
Skądś to znam! (śmiech) A czy w trakcie takich przerw to masz takie… “chwile” na relaks? Na odpoczywanie?
Nie umiem oddzielić tego, kiedy odpoczywam, a kiedy pracuję. Myślę, że wiele osób ma z tym problem. Bo czasem ta praca polega wyłącznie na myśleniu. Na przykład nad tekstami piosenek, na wymyślaniu różnych koncepcji. I to się może odbywać w wannie podczas – teoretycznie – relaksującej kąpieli, a moja głowa jest zajęta czymś zupełnie innym. Mam wrażenie, że albo cały czas pracuję, albo są takie dni, w którym mam kompleks, że ja właśnie nic nie robię. Że cały czas odpoczywam. A to nie jest prawda. Sama nie potrafię wyczuć tej granicy…
Rozumiem. Na początku wspomniałaś o programie X Factor i bardzo się z tego cieszę, ponieważ chciałabym zadać tylko jedno pytanie. Jak go wspominasz? Jak to wszystko wyglądało twoimi oczami?
Teraz jest to już bardzo zamglone wspomnienie, akurat wczoraj zobaczyłam jakieś zdjęcie na Instagramie z tego okresu i… po prostu, byłam w totalnym szoku! To było siedem lat temu, a mam momentami takie wrażenie, że to się nie wydarzyło nigdy. Patrzę na siebie z wtedy i myślę: “to musiało być życie innej osoby”. (śmiech) Ale bardzo dobrze to wspominam. Chociaż myślę, że gdyby teraz taki program miał miejsce, nie wzięłabym w nim udziału. Nie dlatego, że uważam to za coś złego – po prostu z obecnym doświadczeniem i wiedzą, nie czułabym takiej potrzeby.
Ale nie żałujesz, że poszłaś siedem lat temu?
Nie, absolutnie. Gdyby nie ten program, to byśmy teraz nie rozmawiały! (śmiech) Podejrzewam, że nie robiłabym teraz tego, co robię. Program otworzył mi bardzo wiele drzwi i tak naprawdę… nawet jeśli faktycznie zamknęły się jakieś inne, to wydarzyło się to po programie.
Potem wydałaś debiutancką płytę. Melancholię. Też kilka lat minęło. Dalej ją lubisz? A może byś coś zmieniła – jakbyś mogła?
Pomidor. (śmiech) Okej, mam bardzo mieszane uczucia. Moja część empatyczna nakazuje mi nie wylewać swoich aktualnych frustracji na dawną mnie… Ta płyta ukazała się jakiś czas temu, ale mój problem z tym albumem wynika z tego, że piosenki znajdujące się na nim nie były już aktualne w momencie premiery. Były mocno nastoletnie, coś już innego czułam w środku, chciałam robić coś innego muzycznie – ale z różnych względów, niezależnych ode mnie, ta premiera bardzo się przesuwała. Wydałam Melancholię cztery lata po programie…
Długo.
Długo. A myślałam, że to się wydarzy maksymalnie w ciągu roku. Tak długo czekałam, tak długo o nią walczyłam, że dopiero – gdy się ukazała, zrozumiałam, że ja już tego nie chcę. Że walczyłam dla samego faktu walki, bardziej o swój honor, aniżeli samą płytę. Bo w międzyczasie zaczęłam słuchać innej muzyki, dojrzewałam, zmieniały mi się gusta. Melancholia to dla mnie pamiątka moich nastoletnich przebojówPamiętnik. Pamiętnik, który znajdujesz w szufladzie w swoim dawnym pokoju, otwierasz, czytasz i uśmiechasz się pod nosem, myślisz o sobie z lekkim pobłażaniem.
Czy nie żałujesz Melancholii?
Miewam takie dni. Jednak staram się przekonywać samą siebie, że tak musiało być, taka miała być moja droga. Teraz ludzie widzą moją zmianę, progres muzyczny i nie chcę tego demonizować. To wciąż są moje utwory, uczucia. Młodsza ja, ale wciąż ja.
I zyskałaś dużo fanów.
To największa wartość dla mnie!
Piszesz także książki.
To jest dla mnie tak świeża sprawa, że ciągle mam wrażenie, że mnie nie dotyczy. Tak, pisałam od dziecka różne opowiadania… Własne “książeczki”, czyli zszywane zszywaczem kartki z tekstem i własnymi ilustracjami. I kazałam to wszystkim czytać. (śmiech) Dużo czytam i dla mnie słowo jest bardzo ważnym środkiem przekazu. Nie wiem co jest dla mnie najważniejsze – obraz, słowo czy dźwięk. Nie mogę się zdecydować, więc poruszam się we wszystkich obszarach. Uważam, że da się to wszystko połączyć – jak się ma na to czas, energię.
To teraz kolejny temat. Studiowałaś “filmowy temat”.
Tak, studiowałam filmoznawstwo praktyczne w Warszawskiej Szkole Filmowej. Ja skupiałam się najbardziej na praktykach. Ta szkoła dała mi dużo pod względem technicznym i wizualnym, dzięki czemu sama robię swoje teledyski. Dla innych artystów też! Sprawia mi to ogromną frajdę. Właściwie głównie utrzymuję się właśnie z różnych filmowych zleceń.
A myślałaś o innych kierunkach jeszcze?
Chciałam kiedyś iść na psychologię, ale się nie dostałam. Mimo że zdałam dobrze maturę, byli lepsi. Teraz uważam, że tak się musiało stać. Szkoła filmowa dała mi dużo swobody i inspiracji. Ja trochę nie czułam, że studiuję! (śmiech) Atmosfera była taka, jakbym była na wielkim planie filmowym. Sam budynek jest bardzo nietypowy pod względem architektury. Nie ma korytarzy, tylko kino studyjne i ogromne przestrzenie, w których kręcą się ludzie robiący różne, filmowe rzeczy. Zakochałam się!
Tak bardzo, że aż zaczęłaś reżyserować. Nie tylko teledyski, ale też krótkometrażowy horror. Dlaczego taki gatunek?
Od dziecka lubiłam się bać. Czytałam Koralinę Gaimana, całą serię książek Szkoła przy cmentarzu, później Kinga. W uczuciu strachu znajduję, jakkolwiek dziwnie to nie brzmi, bezpieczeństwo – bo wiem, że w każdej chwili mogę stamtąd wrócić. Jestem osobą pełną lęku na co dzień, a w horrorach znajduję autoterapię. U niektórych działa to odwrotnie, czują się gorzej. Ja nie, oglądam, wyłączam ten film i czuję się fajnie, życie jest piękne… (śmiech) Horrory dają mi dużo przestrzeni na to, aby wyrzucać wszystkie swoje lęki, niepokoje.
Horrory nie muszą być takie złe.
Owszem, na szczęście ten gatunek wreszcie zaczyna być doceniany – i w literaturze, i w filmie. Jest coraz więcej dobrych horrorów, dostają nagrody. A kiedyś tak nie było! Filmy grozy większości kojarzyły się z kinem klasy B.
Chciałabyś w przyszłości więcej takich filmów nagrać?
Bardzo! Jedyne czego się boję to, że akurat Polska nie jest jeszcze gotowa na horrory i nie miałabym za co. Ostatnio ukazały się wprawdzie dwa głośne slashery z Julką Wieniawą, jednak ja chciałabym kręcić inny typ horroru – raczej wolny, klimatyczny, w stylu Ari’ego Astera czy Roberta Eggersa… Ale kurczę, Polacy mają chyba ogólny problem z kinem gatunkowym – przez co ja myślę, że nie będę miała przestrzeni, by nagrywać takie filmy. Choć liczę na to, że moje obawy okażą się być nieprawdziwe. Tylko najpierw potrzebuję takiego światełka w postaci motywacji, aby napisać scenariusz. (śmiech)
Teraz może pogadajmy już o płycie. Z kim pracowałaś nad albumem SZTUKA PŁAKANIA?
Pracowałam z producentem, który ma tajemniczy pseudonim – Haldor Grunberg.
… ale on ma jakieś imię?
(długi śmiech) Tak, ma, ale zostanę przy pseudonimie. Poznałam się z nim jeszcze przed pandemią. Mieliśmy działać, robić płytę – ale wtedy świat zweryfikował wszystkie plany. Okazało się jednak na szczęście, że dobrze nam się pracuje zdalnie. On siedział u siebie, ja u siebie. Ja pisałam teksty i linie melodyczne, nagrywałam w domowym studio. On robił aranż. Wspólnie omawialiśmy co zmienić, zrobić – jak były małe zluzowania, to się spotykaliśmy na nagrywki. Nie zmienia to faktu, że większą część płyty zrobiliśmy w swoich domach, na odległość. To była specyficzna współpraca, a album stał się właściwie taki… pandemiczny. Nie pracowałam nigdy wcześniej w taki sposób.
Teraz można wychodzić.
Owszem, ale ciężko jest. Bo ja tak się zasiedziałam w domu! Książkę też wydałam w dobie pandemii. I widzisz, czytałam komentarze i to było proste – a jak już będą spotkania autorskie, targi książki, koncerty…  będę widziała reakcje ludzi. Z jednej strony mnie to przeraża, a z drugiej ekscytuje.
Powiem ci, że jak przeczytałam tytuł – SZTUKA PŁAKANIA – to od razu mi się skojarzyło z tytułem książki Sztuka Kochania Michaliny Wisłockiej i filmem o niej…
To nie było specjalnie, ale ja bardzo dobrze pamiętam moment, w którym wymyśliłam ten tytuł. Napisałam o tym moim menadżerom taka ucieszona… i jednemu się spodobało, a drugi odpisał: “nie, odpada ten tytuł, bo to będzie się ludziom kojarzyło ze Sztuką Kochania“. Byłam w szoku. (śmiech) Potem sobie pomyślałam – a czemu miałoby to być złe? Są różne sztuki – kochania, gotowania, umierania.
Sztuka spania.
O. A SZTUKA PŁAKANIA to jest taka moja sztuka, którą ciągle pogłębiam. Bo ja uwielbiam płakać fizycznie – dla mnie to ogromna ulga. Często płaczę, nie wstydzę się tego. A jeśli chodzi o aspekt twórczy, staram się ten swój smutek i mrok ubrać w coś bardziej delikatnego. Stąd ciągle uczę się płakać w swojej twórczości. Nie wiem, czy to co mówię ma sens.
Najważniejsze, aby to zgadzało się z samą tobą.
Też tak myślę. Po prostu bardzo polubiłam ten tytuł i cieszę się, że tak jest.
Co chciałabyś przekazać słuchaczom dzięki SZTUCE PŁAKANIA?
Odeszłam od tego, aby coś wprost przekazywać. Niech poczują tę atmosferę, która jest na tej płycie.
I żeby ciebie lepiej zrozumieli.
Tak, dokładnie. Żeby poprzez poznawanie mojego punktu widzenia, mogli wyciągnąć jakieś wnioski. Teraz sobie tworzę i niech każdy poczuje to jak chce, na swój sposób. Oczywiście, są utwory, które poruszają jakieś tematy społeczne – ale nie chcę nikomu niczego narzucać i jestem ciekawa jak to słuchacze odbiorą.
To jakie masz kolejne plany?
Staram się właśnie nie planować, pandemia pokazała, gdzie ma nasze plany… Idę na żywioł, ciągle pracuję i tworzę. Chcę tak spędzić całe życie. Mój jedyny plan jest taki, aby codziennie coś robić, choćby napisać jedno ładne zdanie, pograć na instrumencie, załatwić coś mailowo, zainspirować się czymś. Wszystko ma wpływ na twórczość.
A jak wrócą koncerty, to z nowym materiałem będziesz grała?
Bardzo bym chciała i czekam tylko. Na razie mam jedną datę zaplanowaną i zobaczymy.
Oby wszystko się udało, po twojej myśli zwłaszcza.
Dziękuję!
To co, mamy to?
Mamy.
Dziękuję ci bardzo za rozmowę!
Ja też!

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments