Katarzyna Berenika Miszczuk: Netflix, inspiracje i guilty pleasure [Wywiad]

0
1711
Katarzyna Berenika Miszczuk: Netflix
fot. Wojtek Biały

Katarzyna Berenika Miszczuk – autorka kilkunastu powieści, utrzymanych w bardzo różnych gatunkach: fantastyka, powieść grozy, thrillery medyczne, kryminał. Z wykształcenia lekarka. Ja miałam przyjemność porozmawiać z Panią Miszczuk o inspiracjach, ekranizacji Drugiej Szansy, nowej książce i nie tylko! Zapraszam!

Dlaczego postanowiła Pani zostać pisarką?

Tak naprawdę nigdy nie zakładałam, że będę pisarką. Od samego początku pisanie to było hobby, przyjemny sposób na spędzenie wolnego czasu. Z biegiem lat oczywiście tworzenie zaczęło powoli dominować nad moją codzienną pracą. Jednak prawdziwą pisarką poczułam się dopiero niedawno. Nadal czasami ciężko mi uwierzyć, że nią jestem.

A jak było z medycyną? Dlaczego postanowiła Pani wybrać ten zawód?

Chciałam zostać lekarką od dziecka. Naklejałam plastry, bandażowałam zabawki, robiłam zastrzyki plastikową strzykawką. Uwielbiałam bawić się w szpital. W moich przyszłych planach dodatkowo utwierdził mnie fakt, że byłam dość chorowitym dzieckiem i napatrzyłam się na przychodnie i szpitale od środka. Jako dziecko byłam przekonana, że kiedy zostanę już lekarką, to nie będę chorować.

Skąd czerpie Pani pomysły na swoje książki?

Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Pomysły same pojawiają się w mojej głowie. Nie szukam ich jakoś specjalnie. Czasem wystarczy, że usłyszę w radiu jakiś utwór, czasem zobaczę na ulicy kogoś interesującego i powoli zaczynam budować wokół tego historię. Świetnym przykładem jest tutaj moja powieść Ja, diablica. Pomysł na dość mało stereotypowe piekło powstał na wakacjach, kiedy powiedziałam „gorąco tu jak w piekle”. I tak od słowa do słowa zaczęłam wymyślać to moje książkowe piekło.

Spodziewała się Pani takiego sukcesu – bestsellerowe powieści, serial Netflixa na podstawie Drugiej szansy…?

 W żadnym razie. Jestem pesymistką. Praktycznie nigdy nie oczekuję, że spotka mnie coś dobrego. Za to zawsze mam w zanadrzu kilka czarnych scenariuszy.

Jak to się stało, że Netflix postanowił zekranizować Pani książkę?

To olbrzymia zasługa Pana Marcina Kurka i całego zespołu Mediabrigade. Z panem Kurkiem rozmawialiśmy o ekranizacji od wielu lat. Teraz wreszcie wszystko idealnie się ułożyło, a na dodatek Netflix wyraził zainteresowanie i można było ruszać z produkcją. Ja nadal trochę nie mogę w to uwierzyć. Ekranizacja jednej z moich powieści to spełnienie mojego największego marzenia. Chyba powinnam wymyślić teraz nowe!

Do której ze swoich powieści ma Pani największy sentyment?

Największy sentyment czuję do powieści Ja, diablica. To nie jest moja pierwsza książka, a dopiero trzecia. Jednak pomiędzy jej premierą, a dwóch poprzednich minęło trochę czasu. W związku z tym poniekąd ponownie debiutowałam z nią na rynku. Bardzo dużo siebie włożyłam w tę historię. Pisałam ją w szczególnym dla mnie czasie, bo w momencie, gdy byłam szaleńczo zakochana. Sporo tych uczuć przelałam na papier. W tym roku wróciłam do tej opowieści i zdecydowałam się, prawie po dziesięciu latach napisać jej kontynuację. To było niesamowite przeżycie i przygoda.

Pisze Pani nie tylko powieści, ale i opowiadania. Któraś z tych form jest trudniejsza, czy dla tak doświadczonej pisarki, jak Pani nie ma to znaczenia?

Osobiście uważam, że opowiadanie jest trudniejsze. To krótka forma, która jest jakby wycinkiem powieści. Jednocześnie musi zawierać w sobie wszystko, co zawiera pełnowymiarowa książka. Czytelnik musi z łatwością w nie „wejść”. Musi mieć (choć czasem faktycznie szczątkowe) wstęp, środek i zakończenie. Według mnie to zdecydowanie bardziej wymagająca forma.

Czy przez te wszystkie lata zmienił się Pani styl pisania albo sposób pracy nad książką?

Styl na pewno się zmienił. Piszę od ponad piętnastu lat. Razem ze mną dorastają moje powieści. Doskonale to widać w języku, którego używam. Jak już mówiłam wcześniej, w tym roku powróciłam do historii sprzed lat i po dziesięcioletniej przerwie napisałam czwarty tom serii. Ona jest inaczej napisana, bohaterowie są odrobinę inaczej skonstruowani i czytelnicy to zauważyli. Na szczęście wszystkie te zmiany są według nich na plus.

Ma Pani na koncie książki fantastyczne, thrillery, science-fiction, powieść grozy… Skąd taki rozrzut?

Dawno temu postanowiłam sobie, że po pierwsze nie dam zamknąć się w szufladce, a po drugie, że spróbuję wszystkiego. Logiczne wtedy wydawało mi się, że dopóki nie spróbuję napisać czegoś w danym gatunku, to nie dowiem się, czy go lubię i czy jestem w tym dobra. Teraz po latach już wiem, że na pewno nie sięgnę po wszystkie gatunki, ale z radością mieszam je w swoich powieściach. Doszłam do wniosku, że skoro nasze życie w większości przypadków nie jest jednym gatunkiem (i chwała Bogu, życie w dramacie nie byłoby najprzyjemniejsze), to i moje książki mogą być mieszanką.

Jest jakiś gatunek, którego nigdy Pani nie spróbuje?

Raczej nie zdecyduję się na typową literaturę piękną, skręcającą w stronę dramatu. Nie umiem być w stu procentach poważna. Bardzo męczyłabym się podczas pisania takiej książki, a wychodzę z założenia, że pisanie ma mi sprawiać przyjemność. W końcu to moje hobby!

A jakie książki Pani czyta?

Czytam wszystko co mi wpadnie w ręce. Każdy gatunek. Aktualnie zaczytuję się w skandynawskich kryminałach i powieściach młodzieżowych. I nie tylko dlatego, że tak lubię. Uważam, że jako pisarz tym bardziej powinnam sięgać po różne gatunki, żeby doskonalić swój warsztat.

Jak udaje się Pani pogodzić pracę zawodową z pisaniem i macierzyństwem?

Aktualnie przebywam na urlopie wychowawczym, więc praca zawodowa cierpliwie na mnie czeka. Pisanie i macierzyństwo niestety nie idą zbyt dobrze w parze. Synek uwielbia mi pomagać i jak tylko widzi włączonego laptopa, to niestety chce pisać razem z mamą. Na szczęście mogę tu liczyć na mojego męża, który po powrocie z pracy przejmuje opiekę, a ja wtedy mogę się zamknąć z moimi pomysłami i kubkiem herbaty.

Nadaje Pani swoim bohaterom jakieś swoje cechy?

Chyba tak jak każdy pisarz przelewam odrobinę siebie na papier. Najwięcej moich cech miała w sobie główna bohaterka serii diabelsko-anielskiej, czyli m.in. powieści Ja, diablica. Z kolei na przykład Jarogniewa, szeptucha z serii Kwiat paproci to mądra staruszka, którą mam nadzieję, że kiedyś się stanę.

A jak jest z imionami? To kwestia przypadku czy celowe działanie?

Nie umiem wymyślać imion. Wszystkie są dziełem przypadku albo weny moich najbliższych.

Pisze Pani w ciszy czy przy muzyce?

Kiedyś pisałam przy muzyce i nie potrafiłam pracować w ciszy. Jednak odkąd urodził się synek i przez większość czasu pracuję wtedy, kiedy on śpi, niestety musiałam przestawić się na tryb „cichej pracy”.

A jak jest z weną? Czeka Pani, aż ona się pojawi, czy codziennie siada i pisze?

Aktualnie, w związku z dużą liczbą zobowiązań i ograniczonym przez macierzyństwo czasem, nie mogę czekać na wenę. Siadam i piszę wtedy, kiedy akurat mam wolną chwilę.

Co jest najtrudniejsze w pracy pisarza?

W moim odczuciu napisanie „środka” książki. Początek i zakończenie wychodzą mi od ręki. Natomiast ten środek to czasami ciężki orzech do zgryzienia.

A którą część tego procesu – od pierwszych zdań powieści aż do jej wydania i promocji lubi Pani najbardziej?

Najbardziej lubię moment, kiedy oddaję gotową książkę w ręce czytelników. Oczekiwanie na ich opinie jest jednocześnie stresujące i ekscytujące.

Pani bohaterka Joanna Skoczek, jest w trakcie specjalizacji z psychiatrii, a Pani – z medycyny rodzinnej. Czy to było duże wyzwanie dla Pani – kreowanie postaci lekarki, ale w nieco innej dziedzinie, niż Pani?

Wręcz przeciwnie. Stworzenie postaci lekarki, nawet pracującej w innej specjalności było bardzo proste. Podczas stażu podyplomowego pracowałam na oddziale psychiatrycznym przez kilka miesięcy. To oczywiście za krótko, żeby w pełni poznać wszystkie aspekty tej specjalizacji, ale zawsze jak miałam wątpliwości, mogłam podpytać kolegę psychiatrę.

Jakimi twórcami się Pani inspiruje?

Ciężko powiedzieć. Bardzo podziwiam J.R.Rowling za fantastyczny świat, który stworzyła i niesamowitą mnogość szczegółów. Jeśli chodzi z kolei o „pisarską płodność”, to chciałabym być jak Dean Koontz albo Stephen King.

Ma Pani jakieś książkowe guilty pleasure?

Książki Sarah J. Maas.

W zeszłym  roku wyszła Pani kolejna książka – Ja, ocalona, czyli czwarta część serii anielsko-diabelskiej. Dlaczego zdecydowała się Pani kontynuować losy Wiktorii i spółki?

Tęskniłam za tą historią i za jej bohaterami. Jak już wcześniej wspominałam mam do tej serii ogromny sentyment. Przez wiele lat nosiłam się z zamiarem stworzenia Ja, ocalona. Zarys fabuły powstał już pięć lat temu. Ciągle jednak odkładałam go na przysłowiową półkę, zajęta innymi projektami. Wydaje mi się, że wróciłam do tego cyklu trochę ze względu na pandemię. Sama chciałam wrócić do czegoś, co dobrze znam, co jest mi bliskie. Trochę też się przestraszyłam, że w najgorszym wypadku, przy założeniu najczarniejszego scenariusza (a jako pesymistka jestem mistrzynią w kreowaniu takich kasandrycznych wizji) najzwyczajniej w świecie mogę nie zdążyć napisać tej książki, bo zachoruję.

Pisze Pani w narracji pierwszoosobowej, z reguły jako kobieta. A nie myślała Pani o wcieleniu się w mężczyznę i poprowadzeniu w ten sposób całej książki?

Tak, myślałam o tym. Póki co moją pierwszą próbą zmiany perspektywy było napisanie powieści Ja Cię kocham, a Ty miau. Narracja powieści prowadzona jest przez zblazowanego kocura.

Ma Pani jakieś rady dla początkujących pisarzy?

Co roku bardzo dużo debiutantów próbuje wydać swoje powieści. Konkurencja jest naprawdę duża. Przede wszystkim nie wolno się poddawać. Jeśli książka zostanie odrzucona przez wydawców, to należy ponownie usiąść do tekstu i zastanowić się „dlaczego”. Polecam też pokazać tekst najbliższym, życzliwym dla nas osobom, które nie będą się wstydziły konstruktywnie skrytykować nasz utwór. Czasem takie spojrzenie z boku, świeżym okiem, to błogosławieństwo dla tekstu.

Czy niektórzy Pani czytelnicy debiutują jako pisarze?

Tak! W ciągu ostatnich kilku miesięcy dostałam dwie książki moich czytelniczek, którym udało się zadebiutować. Jestem z nich bardzo dumna.

Gdyby miała Pani jakąś supermoc (oprócz pisania bestsellerowych powieści), którą by Pani wybrała i dlaczego?

Chciałabym mieć moc uzdrawiania. Boli mnie, że jest tak dużo schorzeń, których współczesna medycyna wciąż nie może wyleczyć. Poza tym z moją zdolnością do samouszkodzeń i potykania się na prostej drodze, zdecydowanie przydałaby mi się taka umiejętność.

Umiałaby Pani zrezygnować z pisania?

Z własnej woli na pewno bym nie zrezygnowała, bo pisanie sprawia mi dużo radości. To wspaniały i odprężający sposób na spędzanie wolnego czasu.

Jaką książkę ostatnio Pani przeczytała?

Aktualnie zaczytuję się powieściach dla młodzieży. Właśnie skończyłam drugi tom serii Sticky Pines. W dzieciństwie zaczytywałam się takich powieściach. Trochę grozy, tajemnicy, zjawisk paranormalnych, a do tego rezolutni bohaterowie. Zainteresowałam się tą serią, ponieważ właśnie skończyłam pisać powieść dla młodzieży z mojego uniwersum Kwiatu paproci. Chciałam zobaczyć – co jest aktualnie modne.

Może Pani zdradzić, kiedy ukaże się Pani następna książka?

Moja następna powieść: Tajemnica domu w Bielinach powinna ukazać się na początku czerwca, ale na razie to tylko taka orientacyjna data. To będzie mój debiut pisarski dla młodego czytelnika. Mam nadzieję, że udało mi się w tekście zawrzeć wszystko, czego sama szukałam w książkach, gdy byłam dzieckiem. Już nie mogę się doczekać premiery i opinii czytelników!

Chce Pani coś powiedzieć czytelnikom na zakończenie?

Trzymajcie się w tych dziwnych czasach! Mam nadzieję, że niedługo uda nam się zobaczyć na żywo na spotkaniach autorskich, a nie tylko online!

Bardzo dziękuję za rozmowę 🙂
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments