Microgravity to młody zespół z Wrocławia. W 2019 roku wydali debiutancką Epkę Outer Heaven, a scenę dzielili m.in. z The Sixpounder czy My Own Abyss. Ja miałam okazję przepytać gitarzystę grupy, Jana Kwietniaka o inspiracje, plany na 2021 rok i nie tylko. Zapraszam!
Jak się miewacie w tych pandemicznych czasach?
Można powiedzieć, że paradoksalnie dobrze. Paradoksalnie, bo z racji, że jesteśmy undergroundowym zespołem, to muzyka nie jest naszym źródłem dochodu, więc nie musieliśmy jej porzucać, a żaden z nas nie stracił pracy w związku z pandemią, tak więc można powiedzieć, że funkcjonujemy w miarę normalnie.
Dlaczego Microgravity?
Nie wiem, czy jest się tu czym chwalić ale to była najmniej głupia nazwa, na jaką wpadliśmy. Nad nazwą zastanawialiśmy się bardzo długo i mam tutaj na myśli miesiące. Za każdym razem, gdy zaczynaliśmy rozmowę o tym, jak nazwać zespół, kończyło się to frustracją, nic nam nie odpowiadało, bo było albo zbyt głupie, albo zbyt poważne. Microgravity było najbardziej neutralne, więc zostało.
Jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką?
To chyba będzie moje ulubione pytanie, ponieważ wiem dokładnie, kiedy. Do 10 roku życia za bardzo nie słuchałem muzyki, a przynajmniej nie ze świadomą intencją. Gdy miałem właśnie 10 lat, to znalazłem u brata na komputerze American Idiot Green Daya, natomiast przełomowy moment nastąpił rok później, gdy słuchałem ich albumu koncertowego Bullet In A Bible, gdy usłyszałem jak tłum śpiewa z Billiem Basket Case, to zmiotło mnie z fotela i wiedziałem, że chcę być jak on. W sumie, to dalej bym chciał.
Jacy twórcy Was inspirują?
Po odpowiedzi na wcześniejsze pytanie, pewnie spodziewasz się, że wymienię tutaj Green Daya i nie pomylisz się, pomimo, że gramy ciężej. Oprócz tego bardzo dużą inspiracją był dla mnie Slipknot, który jest moim ulubionym zespołem, a w ostatnich latach Periphery. Natomiast to nie jest jak bańka, z której nie da się uciec. Mogą mnie zainspirować zarówno Backstreet Boys, jak i Nickelback czy The Rolling Stones, podoba mi się też stylistyka synthwave.
Jak powstają Wasze utwory?
Bywa różnie. Czasami jest tak, że mam jakiś pomysł, siedzę nad nim i przyniosę chłopakom gotowy numer, i niewiele się on zmieni, czasami pewne rzeczy są z niego wyrzucane. Czasami Marek (nasz gitarzysta) przyniesie jakiś riff albo ich zlepek, i potem ja siedzę nad aranżem, odsyłam to potem do Marka, on potem znowu coś doda, potem przynosimy to chłopakom na próbę i zupełnie nie poznają numeru. Czasami Jan (nasz perkusista) coś przyniesie, bo też umie komponować. Jeżeli chodzi o czas, to ten proces też różnie trwa. Czasami w próbę lub dwie mamy sklecony cały numer, a czasami zaczniemy coś, i wrócimy do tego po pół roku.
Co Was inspiruje do pisania tekstów?
Ciężko mi odpowiedzieć tak jednoznacznie, to może być dosłownie wszystko. Emocje, wydarzenia, historia, poglądy. Miłość, złość, śmierć.
Co, Twoim zdaniem, jest najtrudniejsze w tworzeniu zespołu, który – tak jak w Waszym przypadku – działa stosunkowo krótko?
Myślę, że to samo, co w zespole, który działa długo. Dogadanie się i chęci do pracy.
W 2019 roku wydaliście debiutancką EPkę. Pracujecie obecnie nad nowym materiałem? Czy na to musimy jeszcze zaczekać?
Można powiedzieć, że już w momencie jej wydania pracowaliśmy i to cały czas trwa. Czy długo? Może to zająć trochę czasu. Ja sam mamy tyle kompozycji, pomysłów i riffów, że myślę, że to na spokojnie by wystarczyło, żeby zapełnić dwa albumy, a do tego co jakiś czas pojawiają mi się nowe pomysły, a nie zapominajmy o tym, że chłopaki też mają swoje pomysły, więc może się okazać, że tego wszystkiego jest dwa lub trzy razy więcej. Z jednej strony to dobrze, że mamy tego tak dużo, z drugiej to bardzo czasochłonne, bo czasami warto odświeżyć jakiś pomysł sprzed 3 lat i będzie super, a czasami jest on po prostu słaby i lepiej zrobić coś nowego. Oczywiście, chcemy, żeby nowe numery były lepsze niż te stare, i ja uważam, że to, co robimy teraz, jest znacznie lepsze niż to, co można było usłyszeć na Outer Heaven.
W sierpniu zagraliście wraz z The Sixpounder we Wrocławiu. A z kim chcielibyście zagrać?
Myślę, że cieszylibyśmy się z grania przed każdą bardziej znaną od nas kapelą. Ostatnio nawet Michał (nasz basista) żartował, że może zagrać nawet przed Simply Red. Jeżeli miałbym wymienić przykładowych wykonawców, przed którymi ja bym chciał, to takim moim małym marzeniem jest zagrać przed Slipknot i Periphery. Wiem też, że Adrian (nasz wokalista) chciałby zagrać przed Disturbed.
Jakie macie plany na ten rok?
Zobaczymy jak rozwinie się sytuacja, bo na chwilę obecną koncertów nikt nie może grać. Więc nad tym się nie zastanawiamy. Na pewno będziemy pracować nad nową muzyką.
Bardzo dziękuję za Twój czas 🙂